sobota, 28 lutego 2015

17. "We are no longer together.."

Muzyka do rozdziału
She never slows down.
She doesn't know why but she knows that when she's all alone, feels like its all coming down
She won't turn around
The shadows are long and she fears if she cries that first tear, the tears will not stop raining down


-Bianca - zerknęłam przez ramię. Louis kucnął obok mnie. Przyciągnął do siebie i mocno przytulił - Co się..
-Moja siostra się zabiła - wyszeptałam.
-Nie była twoją siostrą.
-Była dla mnie jak siostra.
-Okłamywała cię.
-Ty też.
-Bianca..
-Znów mnie uderzysz? - wyrwało mi się. Puścił mnie a ja niezgrabnie podniosłam się z ziemi. Co chwila wycierałam policzki z łez które nie chciały przestać płynąć. Ona nie żyje..
-Nie chciałem tego zrobić. Do cholery nerwy mi już puszczają, nie rozumiesz?!
-Masz znów brać leki Lou - powiedziałam sztywno gdy przypomniałam sobie że w ogóle ich nie bierze. Gdy je brał, nie był taki.
-Nie chcę. Jest okay gdy ich nie biorę.
-I kto tu się zachowuje jak dziecko, co? - prychnęłam. Wyprostował się i przewrócił oczami - Nie jest okay gdy ich nie bierzesz. Potrzebujesz ich. Nie pozwolę żebyś się na mnie wyżywał z powodu twojego kaprysu nie brania leków.
-Nie będę ich brał.
-Jak sobie chcesz. Albo ja, albo hulaj dusza bez leków.
Patrzył na mnie jakby nie mógł uwierzyć że to mówię.
-Każesz mi wybierać między miłością a dobrym samopoczuciem?
-Tak - odparłam bez wahania.
-Okay, będzie jak chcesz.
-Świetnie.
-Świetnie - uciął.
Oboje założyliśmy ramiona na piersi i patrzyliśmy na siebie wściekle. Żadne z nas nie miało zamiaru ani się ruszyć ani odezwać pierwsze. W końcu westchnęłam.
-Dobra, zimno mi - mruknęłam.
-Do domu - kiwnął głową.
-Nie mów do mnie jak do psa! - zawołałam.
-Czemu wzięłaś sobie dzisiaj za cel czepiać się wszystkiego co powiem czy zrobię?
-Masz czas żebym wymieniła ci listę którą zapełniłeś tylko dzisiejszego dnia?

~*~
*dwa miesiące później*
*Louis*
-Bianca proszę.. - złapałem ją za ramię ale wyrwała mi się a drugą ręką złapała rączkę od walizki.
-Błagam Lou, zostaw mnie - spojrzała na mnie a ja zobaczyłem po raz kolejny dziś podbite oko. Zacisnąłem usta. Nie możliwe żebym to ja jej to zrobił - Obiecywałeś że nie będziesz już pił. Ale ty i tak upijasz się do nieprzytomności! Jesteś agresywny, nie rozumiesz?! - spuściłem wzrok bo to straszne co się dzieje z człowiekiem po alkoholu.
Popsuło się coś między mną a Biancą. Od pogrzebu Charlotte Francesci Cast, Bianca utrzymuje kontakt z Liam'em, oboje są świadomi że są rodzeństwem. Ale Bianca całkowicie postawiła wokół siebie mur gdy poznała swoich biologicznych rodziców. Nie mogłem przy tym być. Może coś się wtedy stało? Czy gdybym tam był pomógłbym jej jakoś?
Zacząłem pić gdy zaczęła mnie ignorować. Przestała się przytulać, całować, rozmawiać ze mną, nawet moich butów już nie rusza.
Raz zmieszałem leki psychotropowe i wódkę, nie chcący, po prostu się zapomniałem. Gdy byłem w szpitalu na płukaniu żołądka nawrzeszczała na mnie jak na małe dziecko. Powiedziała że jeżeli nadal będę pić to odejdzie. Choć na początku pomyślała że chciałem się zabić. Ale nigdy bym jej nie zostawił samej na tym świecie. Wytłumaczyłem jej że przez przypadek popiłem tabletki, bo już trochę byłem wstawiony, nawrzeszczała na mnie i wyszła. Nawet nie przyjechała mnie odebrać. To było miesiąc temu.
A wczoraj naprawdę szybko urwał mi się film, kontrola chyba też mi zanikła.
Bianca powiedziała że wytknęła mi to że znów się upiłem a ja zacząłem nią szarpać, potem uderzyłem. Znowu.
-Pójdę na leczenie - przystanęła gdy miała już jedną nogę za drzwiami. Obejrzała się przez ramię - Pójdę na leczenie - powtórzyłem.
-Więc jak się wyleczysz, to pogadamy.
Wyszła. Zostawiła mnie mimo wszystko.
Ale ja zrobię wszystko żeby wróciła, żebyśmy byli razem.
Bo ja bez niej nie mogę żyć.
A moje następne pomieszanie leków z alkoholem może nie być już przypadkowe.

-Odwyk? Serio? - Harry prychnął gdy wsiadłem do samochodu i oznajmiłem gdzie ma mnie zawieźć.
-Nie uważasz że trochę sobie pofolgowałem? - mruknąłem rozsiadając się na fotelu i przeglądając w telefonie stronę o miejscu do którego się wybieram. Wybrałem najlepszy ale blisko domu Bianci, to znaczy ona zamieszkała w domu po swojej siostrze i "rodzicach", nie chce mieszkać z nieznajomymi którzy tak naprawdę byli tymi którzy wydali ją na świat ale nie wiedzieli o sobie nawzajem nic. Mam nadzieje że przyjdzie mnie odwiedzić, zamieszkam na oddziale zamkniętym choć zgłaszam się tam z własnej woli. Zrobię dla niej wszystko. Nie odbiera ode mnie telefonów bo myśli że jak dzwonię to jestem pijany. Boli mnie to że gdy patrzy na swój telefon kiedy wyświetla się mój numer na pewno myśli tylko o tym jak byłem pijany i ją uderzyłem, czego nawet nie pamiętam ale żałuję.
-Jesteśmy mężczyznami, możemy się czasem napić - mruknął Hazz. Wywróciłem oczami. Ja mam problem, wiem o tym - Oj Loueh, zrobiłeś się przy niej taki miękki.
-Skrzywdziłem ją.
-Kobiecie trzeba pokazać gdzie jej miejsce inaczej wejdzie ci na głowę. Tak jak Evelyn.
W ostatniej chwili ugryzłem się w język gdy chciałem go poprawić mówiąc "Bianca".
-W ogóle nie szanujesz innych Harry.
-Szanuję. Tego kto na to zasłużył.
Pokręciłem tylko głową bo nie chciałem kontynuować tej rozmowy.
Po godzinnej drodze jestem już przy rejestracji. Wpisałem swoje dane, złożyłem autograf w miejscu gdzie na dokumentach był potrzebny. A gdy leżałem w pokoju który będę zajmować aż przestanę w kółko myśleć o alkoholu, myślałem że dam radę, dla niej by mi wybaczyła. Bo na niczym innym nie zależy mi bardziej niż na tym by znów móc przytulić Biancę.
-Dobry wieczór Louis'ie - usiadłem gdy brunetka weszła do pomieszczenia. Wstałem. Miała biały kitel co świadczyło o tym że jest po studiach 'lekarskich' - Nazywam się Carla Sanders, jestem psychologiem.
-Louis Tomlinson, jestem idiotą - podałem jej rękę. Uśmiechnęła się na mój sarkazm choć nie do końca nim był. Jestem idiotą bo dopuściłem do tego wszystkiego.
-Nie bądź dla siebie taki surowy. Każdy kto tu przychodzi ma problem który nie pojawił się z powietrza.
-Nie jesteś za młoda na bycie taką inteligentną lekarką? - spytałem. Przerzuciła na drugie ramię swoje ciemne długie włosy, wbiła we mnie brązowe oczy.
-Możliwe. Ale czy przeszkadza ci to w leczeniu?
-Nie, wcale. Chcę tylko z tego wyjść i wrócić do ukochanej.
-Masz dziewczynę?
-Tak. To dla niej tu jestem.
-To.. wspaniałe.
Może.
Carlę możecie już zobaczyć w zakładce Heroes. xx

3 komentarze:

  1. To jest fantastyczne!!! ♡
    Och, Loueh... I co ja mam z tobą zrobić? xD
    Mam do niego straszny żal za to, że uderzył Biancę, ale tym, że kazał się zamknąć na cholernym odwyku, żeby do niej wrócić, zdecydowanie urósł w moich oczach :))
    Czekam na kolejny rozdział ;*♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Co za obrót spraw :o Jak to się stało, że fabuła całego opowiadania tak szybko uległa zmianie? Ale napisałaś to fantastycznie, więc całość jest bardzo fajna :3
    Czekam na nn <3
    imaginy-1dbyme.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku, super rozdział! Tylko teraz już najbardziej nie boję się tego, że Bianca już nie wróci do Lou, ale tego, że on zakocha się w tej "pięknej" lekarce. Dziwne? chyba tak...
    czekam na kolejny x

    OdpowiedzUsuń