czwartek, 12 marca 2015

Epilogue

Uniosłem mój mały skarb do góry. Miała wielkie ciemne oczy i wpatrywała się nimi we mnie. Luna. Moja mała córeczka.
-Powiedz 'tata' - mówiłem do niej głosikiem który Biancę przyprawiał o ataki śmiechu.
-Lou, ona ma miesiąc. Nie oczekuj że będziesz z nią mógł od razu prowadzić dyskusje - moja ukochana przytuliła się do moich pleców opierając brodę na moim ramieniu. Patrzyliśmy na naszą córeczkę.
-Jest taka śliczna - przytuliłem ją do siebie - Taka drobna..
-Taka dziecinna..
Wywróciłem oczami na słowa Bianci.
-Może dlatego że to dziecko.
-Może - wzruszyła ramionami. Odłożyłem Lunę do łóżeczka i odwróciłem się do Bianci. Objąłem ją przyciągając mocno do mojego torsu. Chcę mieć ją już zawsze blisko siebie. Nie opuszczałem jej ani na krok od kiedy wyszedłem z odwyku. Nie ruszyłem alkoholu, nawet nie powąchałem butelki po piwie. A to wszystko dla moich dziewczyn. Cmoknąłem ją w czubek głowy.
-Wiesz że cię kocham? - zamruczałem w jej włosy.
-Ja ciebie też, tatusiu - uśmiechnąłem się i dałem jej całusa - Naprawdę jesteś świetnym ojcem.
-Staram się.

*15 lat później*
*Luna*

Przeczesałam nerwowo czerwone włosy i wbiłam wzrok w swoje kolana. Siedziałam na kanapie a tata stał nade mną sapiąc prawie że ze złości. 
-Jak to zawieszona?! - wrzasnął tata. Zacisnęłam powieki. 
-Czy musimy o tym.. - nie skończyłam bo tata przerwał mi ostrym ostrym głosem:
-Oczywiście że musimy! Nie wierzę że moja piętnastoletnia córka nie dość że bez pytania przefarbowała kudły na czerwono to jeszcze zostaje zawieszona na miesiąc! 
-Tatusiu.. 
-Nawet nie zaczynaj takim głosem! - wycelował we mnie palec. Westchnęłam - Zaczekamy aż wróci mama z Effy i pomyślimy co z tobą zrobić. 
Effy ma pięć lat, jest najsłodszą osóbką na świecie. Jest moją malutką siostrzyczką. Ona jedyna mnie nie ocenia. 
-Tato nie.. Proszę, wymyśl coś od razu ale nie krzyczcie na mnie przy Effy.
Ona i tak już dużo się nasłuchała o moich wybrykach. 
-Po prostu już się nie odzywaj, okay? - przejechał dłonią po twarzy. Kilka minut siedzieliśmy w ciszy a powietrze między mną a tatą z pewnością można by ciąć nożem. Aż wreszcie usłyszeliśmy otwierane drzwi i wesoły głos Effy. 
-Już jesteśmy! Lou, dzwoniłeś, coś się stało? Effy zabrała mi telefon gdy wsiadłyśmy do samochodu - mama weszła do salonu ubrana w przepiękną niebieską sukienkę którą dostała niedawno od taty. Mama zdziwiona spojrzała na mnie - Luna? A ty nie w szkole? 
-Lulu! - Effy podbiegła do mnie i wskoczyła mi na kolana. Przytuliłam ją mocno do siebie starając się schować za nią. Złapała kosmyk moich włosów i zaczęła się nim bawić. Nie wiem czemu ale zawsze ją bawiły moje czerwone włosy. 
-A no właśnie. Twoja córeczka została ZAWIESZONA - tato podszedł od mamy i cmoknął ją w policzek.
-Luna! Drugi raz?! - zawołała po czym zakryła usta dłonią, spojrzała niepewnie na tatę. A ja przymknęłam oczy i oparłam czoło o ramię Effy. 
-Drugi? Był pierwszy?! 
-No cóż.. - mama przeczesała nerwowo włosy - Tak jakby miesiąc temu Lunę zawiesili za pyskowanie i podłożenie pinezki pani Flynn. 
-Dziękuje że mi powiedziałaś ŻONO - wysyczał. Otworzyłam jedno oko i spojrzałam na rodziców. 
-No skoro wtedy zadzwonili do mnie to już ci nie mówiłam żeby cię nie denerwować.. 
-Ale teraz zadzwonili do mnie, a ty - wskazał znów na mnie - Masz przechlapane! 
-Lou - mama zarzuciła tacie ręce na szyję i przytuliła się. Uśmiechnęłam się pod nosem. Mama ugłaska tatę a ja zamiast ochrzanu i kary od taty, będę musiała wyrzucać śmieci, zmywać, ogólnie sprzątać tak jak ostatnim razem - My przecież też byliśmy młodzi i.. 
-Czy ty farbowałaś sobie włosy na czerwono? - spytał mamę mrużąc oczy - Byłaś zawieszana w szkole? Wykłócałaś się z nauczycielami? Czy... 
-Nie. Ale nasza córka jest wyjątkowa. Bardzo wyjątkowa. Krnąbrna. 
-Bianca, nie rozumiesz że musimy w końcu zacząć ją wychowywać? 
-Aż tak źle nie jest.. - mama wtuliła twarz w szyję taty i cmoknęła go delikatnie. I to już oczywiste, wygrała. 
-Zmyjesz czerwony z włosów. Jedyny warunek tego że nie masz ode mnie kary, jasne? - tata zmrużył oczy. Pokiwałam głową.
-A ja mogę sobie pofarbować? - Effy wyszczerzyła się do rodziców. Automatycznie pokręcili głowami. Zaśmiałam się i przytuliłam mocniej moją siostrę. 

Wzięłam się za zmywanie naczyń po kolacji. Effy już śpi. Rodzice oglądają w salonie film. Odkręciłam wodę w zlewie i spojrzałam w kierunku salonu. Zobaczyłam mamę i tatę. Mama przytulona do taty, on głaszczący ją delikatnie po włosach. 
Oni są tacy idealni. Chciałabym kiedyś znaleźć takiego niesamowitego faceta jakim jest tata, bez wad (mimo napadów złości przy moich odpałach), dużego misia jakim on jest dla mamy. 
Oni kochają się bez względu na wszystko. Tak bezwarunkowo

Hej kochani!
Dotarliśmy do końca, w sumie nie był on planowany tak szybko ale cóż, już tutaj jest.
Myślę że takiego właśnie zakończenia po sobie oczekiwałam, podoba mi się (co za skromność xd).
Mam nadzieje że nie poprzestaniecie czytać moich ff na tym :)
Sądzę że w czasie bliżej nie określonym ruszy jakieś inne fanfiction ale nie jestem pewna kiedy, ale na pewno! Możecie wybrać z kim będzie, macie do wyboru:
-Niall
-Harry
-Liam
Ale wiecie że kocham Was? Bezwarunkowo, bo zawsze mnie wspieraliście i w ogóle.. 
Czy każdy kto czytał może skomentować? :)
Wasza hug ya xx



Przy okazji zapraszam na blog mojej koleżanki.
Manga i różne takie :)
Kawaii Gyarakushi

sobota, 7 marca 2015

18. "And we are happy now?"

*Bianca*

Z łzami w oczach kasowałam wiadomości których wciąż przybywało. Jego zdjęcia, obrzydliwe SMSy..
Połączenie. Prawie wbiłam ekran odbierając.
-Przestań Harry! - wrzasnęłam a mój głos drżał od łez.
-Kochanie, płaczesz? - spytał głosem który mogłabym uznać za opiekuńczy i zmartwiony, ale nie, to przecież Harry, on się nigdy o mnie nie martwił i martwić się nie będzie.
-Przestań mi wysyłać SMSy, zdjęcia! Kocham Louis'a nie rozumiesz?!
-Nie rozumiem co ty w nim widzisz - odparł już swoim normalnym nawet trochę wkurzonym głosem - Jestem dużo lepszy Evelyn.
-Nie, nie chcę skurwysyna jakim jesteś. Chcę mojego Lou.
-Oh, teraz to jest "Mój Lou"? - powiedział sarkastycznym, wysokim głosem przepełnionym jadem - Jak od niego odeszłaś to nie okazywałaś mu tak uczuć.
-Chciałam żeby się wyleczył.
-Ale dopóki tego nie zaproponował, ty pewnie o tym nie pomyślałaś. Po prostu chciałaś od niego uciec. Możesz uciec do mnie maleńka. Sprawię że będziesz szczęśliwa.
-Ty szczęście rozumiesz tylko i wyłącznie jako orgazm w łóżku co nie?
-Może też być na podłodze lub na blacie w kuchni. Każdy orgazm jest dobry.
-Przestań do mnie pisać bo-
-Bo co Evelyn? Louis jest w ośrodku zamkniętym. A ty co mi możesz zrobić? Najwyżej loda.
-Zostaw mnie w spokoju.
-Nie mam zamiaru. Będziesz moja.
-Przestań wysyłać mi zdjęcia swojego fiuta Harry!
-Pokazuję ci co się ze mną dzieje gdy o tobie myślę. Chciałbym dotknąć twojego idealnego ciała, ale mogę jedynie dotykać siebie marząc że robisz to ty - rozłączyłam się słysząc jego ciężki oddech. Wyłączyłam telefon i rzuciłam nim o podłogę. Upadłam na podłogę i złapałam się za głowę. Potrząsnęłam nią tak jakby to miałoby w jakikolwiek sposób pomóc. Tak jest równo od tygodnia. Od kiedy Louis jest na odwyku. Harry pisze do mnie, dzwoni, wysyła swoje nagie zdjęcia z propozycjami których nigdy w życiu bym nie przyjęła nawet od Louis'a czy kogokolwiek. W wielkim skrócie: Harry myśli że zerwaliśmy ze sobą z Lou, i że skoro Louis'a tu nie ma, może robić wszystko, na przykład próbować namówić mnie na seks. Ale ja nie chcę, nie chcę z nikim poza Louis'em. Żałuję tego że odeszłam od niego, nie chciałam tego robić ale kiedy kolejny raz mnie skrzywdził gdy był pijany, ja nie mogę już tego znieść. Po prostu nie mogę!
Ale chodzi o jego zdrowie i o to że jest chory, alkoholizm go niszczy gorzej niż jego problemy z psychiką.
Chodzi też o to że jestem w ciąży. Chcę urodzić, a moje dziecko nie może mieć ojca alkoholika który znęca się nade mną i pewnie znęcałby się też nad naszym synem albo córką.
Na razie nie chcę mu mówić o ciąży, niech wyjdzie z alkoholizmu, wtedy o tym z nim porozmawiam.

*Louis*

-Dzień Dobry - usłyszałem za sobą. Ręce mi się trzęsły, cały się pociłem. Chciałem się napić. Już kolejny dzień się tak męczę. Z trudem myślę o tym że robię to dla mojej miłości. Ale czy dla miłości można aż tak cierpieć?
-Dla kogo dobry dla tego dobry - warknąłem.
Carla obeszła łóżko i usiadła na brzegu pościeli bym mógł ją zobaczyć. Czarne włosy upięła w rozwalający się kok. Uśmiechnęła się pokrzepiająco.
-Pamiętaj że robisz to dla niej - Carla nie wie o kim mówi. Nigdy nie zdradziłem imienia mojej ukochanej, wie tylko że jest jakaś "Ona" dla której jestem tu by się wyleczyć.
-Ale czy dla niej można tak cierpieć? - obracałem w dłoniach kostkę rubika którą starałem się ułożyć ale w ogóle mi to nie wychodziło. To takie wkurwiające, gdybym się napił to na pewno bym ułożył.
-Na to pytanie możesz tylko ty odpowiedzieć.
Wbiłem w nią wzrok.
-Masz jakieś pasje? - spytała znienacka. Zmarszczyłem brwi - Coś co bardzo lubisz robić. Tańczysz, piszesz wiersze? Może książki?
-Pisanie piosenek - wymamrotałem.
-Napisałeś już jakąś?
-Kilka. Na przykład na mojej ukochanej napisałem piosenkę na urodziny.
-To słodkie - wywróciłem oczami. Dla mnie to normalny gest który robi się dla osoby którą się kocha - A śpiewasz?
-Mam gówniany głos.
-Na pewno nie.
-Chyba wiem lepiej.
-Czemu nie spróbujesz Louis? Jest tyle programu dla utalentowanych dzięki którym możesz się wybić..
-Nie chcę się wybijać. Jestem bogaty. Mam sklepy sportowe.
-Wiem. Ale jeżeli pisanie piosenek lub śpiewanie to twoje hobby to mógłbyś to rozwijać.
-Nie chcę! - wrzasnąłem wkurzony tym całym filozofowaniem tej suki. Ona nic nie wie - Nie chcę cię kurwa więcej słuchać! Co ty w ogóle kurwa wiesz?! Myślisz że możesz mi pomóc ale nic kurwa nie możesz!
-Właśnie ci pomagam - wstała i ruszyła do drzwi - Jesteś bardzo blisko Louis. Jeszcze tylko chwila a wrócisz do niej.

"Ten który wyszedł z tego bagna musi pamiętać o tym jak szybko i łatwo można do niego znów wejść"

Przestałem ciągle myśleć o piciu. To drugi miesiąc. Ale już jest dobrze. Przynajmniej tak myślę. Dzisiaj wychodzę. Umówiłem się z Biancą. Przyjedzie po mnie. Cieszę jakbym był nastolatką. Tak bardzo za nią tęsknię. Zobaczyłem czarny samochód. A o niego opartą Biancę. Jest koniec wakacji. Ma na sobie zwiewną zieloną sukienkę. Powoli szedłem w jej kierunku. Uśmiechnęła się delikatnie gdy stałem metr od niej. Rzuciła się na mnie i mocno przytuliła. Teraz jest jeszcze piękniejsza niż była dwa miesiące temu.
-Cieszę się że już lepiej Lou - wyszeptała - Cieszę się ze cię widzę - pocałowała mnie w policzek.
-Ja też..
-Pójdziemy na.. kawę? Może lemoniadę bo jest trochę za gorąco na kawę - zachichotała. Pokiwałem głową. Wsiadłem do samochodu. Chodziliśmy po parku z plastikowymi kubeczkami wypełnionymi mrożoną herbatą - Louis? Czy mogę ci coś powiedzieć? To znaczy muszę ci coś powiedzieć..
-Co takiego? - przystanęliśmy przy ławce na której postawiliśmy kubki ale nadal staliśmy. Złapałem ją za ręce. Jej wzrok zsunął się na jej brzuch.
-Jestem w ciąży - wyszeptała. Zamrugałem kilka razy. Dopiero po chwili dotarło. Nie wiedziałem czy się śmiać czy płakać. Oczywiście ze szczęścia. Przytuliłem ją i uniosłem do góry. Pisnęła rozbawiona - C-cieszysz się?
-Oczywiście! Zawsze chciałem mieć dziecko!
-To wspaniale Lou.. - wtuliła buzię w moją szyję gdy już ją odstawiłem.
-Od kiedy wiesz?
-Zanim poszedłeś na odwyk.
-Czemu czekałaś tak długo? - trochę mnie to.. tknęło. Tak długo czekała by mi powiedzieć o moim dziecku?
-Chciałam żebyś się wyleczył Lou. Gdy zacząłeś mnie bić po alkoholu, już byłam w ciąży. Nie chciałam by nasze dziecko miało..
-Ojca pijaka? - skończyłem za nią gorzkim głosem. Pokiwała głową - Rozumiem.
-Naprawdę?
-Tak. Będę wspaniałym ojcem kochanie. Nigdy cię już nie uderzę. Nigdy nie skrzywdzę ani naszego dzidziusia ani ciebie.
-Kocham cię.
-Kocham cię.

Czemu przestaliście komentować? 

sobota, 28 lutego 2015

17. "We are no longer together.."

Muzyka do rozdziału
She never slows down.
She doesn't know why but she knows that when she's all alone, feels like its all coming down
She won't turn around
The shadows are long and she fears if she cries that first tear, the tears will not stop raining down


-Bianca - zerknęłam przez ramię. Louis kucnął obok mnie. Przyciągnął do siebie i mocno przytulił - Co się..
-Moja siostra się zabiła - wyszeptałam.
-Nie była twoją siostrą.
-Była dla mnie jak siostra.
-Okłamywała cię.
-Ty też.
-Bianca..
-Znów mnie uderzysz? - wyrwało mi się. Puścił mnie a ja niezgrabnie podniosłam się z ziemi. Co chwila wycierałam policzki z łez które nie chciały przestać płynąć. Ona nie żyje..
-Nie chciałem tego zrobić. Do cholery nerwy mi już puszczają, nie rozumiesz?!
-Masz znów brać leki Lou - powiedziałam sztywno gdy przypomniałam sobie że w ogóle ich nie bierze. Gdy je brał, nie był taki.
-Nie chcę. Jest okay gdy ich nie biorę.
-I kto tu się zachowuje jak dziecko, co? - prychnęłam. Wyprostował się i przewrócił oczami - Nie jest okay gdy ich nie bierzesz. Potrzebujesz ich. Nie pozwolę żebyś się na mnie wyżywał z powodu twojego kaprysu nie brania leków.
-Nie będę ich brał.
-Jak sobie chcesz. Albo ja, albo hulaj dusza bez leków.
Patrzył na mnie jakby nie mógł uwierzyć że to mówię.
-Każesz mi wybierać między miłością a dobrym samopoczuciem?
-Tak - odparłam bez wahania.
-Okay, będzie jak chcesz.
-Świetnie.
-Świetnie - uciął.
Oboje założyliśmy ramiona na piersi i patrzyliśmy na siebie wściekle. Żadne z nas nie miało zamiaru ani się ruszyć ani odezwać pierwsze. W końcu westchnęłam.
-Dobra, zimno mi - mruknęłam.
-Do domu - kiwnął głową.
-Nie mów do mnie jak do psa! - zawołałam.
-Czemu wzięłaś sobie dzisiaj za cel czepiać się wszystkiego co powiem czy zrobię?
-Masz czas żebym wymieniła ci listę którą zapełniłeś tylko dzisiejszego dnia?

~*~
*dwa miesiące później*
*Louis*
-Bianca proszę.. - złapałem ją za ramię ale wyrwała mi się a drugą ręką złapała rączkę od walizki.
-Błagam Lou, zostaw mnie - spojrzała na mnie a ja zobaczyłem po raz kolejny dziś podbite oko. Zacisnąłem usta. Nie możliwe żebym to ja jej to zrobił - Obiecywałeś że nie będziesz już pił. Ale ty i tak upijasz się do nieprzytomności! Jesteś agresywny, nie rozumiesz?! - spuściłem wzrok bo to straszne co się dzieje z człowiekiem po alkoholu.
Popsuło się coś między mną a Biancą. Od pogrzebu Charlotte Francesci Cast, Bianca utrzymuje kontakt z Liam'em, oboje są świadomi że są rodzeństwem. Ale Bianca całkowicie postawiła wokół siebie mur gdy poznała swoich biologicznych rodziców. Nie mogłem przy tym być. Może coś się wtedy stało? Czy gdybym tam był pomógłbym jej jakoś?
Zacząłem pić gdy zaczęła mnie ignorować. Przestała się przytulać, całować, rozmawiać ze mną, nawet moich butów już nie rusza.
Raz zmieszałem leki psychotropowe i wódkę, nie chcący, po prostu się zapomniałem. Gdy byłem w szpitalu na płukaniu żołądka nawrzeszczała na mnie jak na małe dziecko. Powiedziała że jeżeli nadal będę pić to odejdzie. Choć na początku pomyślała że chciałem się zabić. Ale nigdy bym jej nie zostawił samej na tym świecie. Wytłumaczyłem jej że przez przypadek popiłem tabletki, bo już trochę byłem wstawiony, nawrzeszczała na mnie i wyszła. Nawet nie przyjechała mnie odebrać. To było miesiąc temu.
A wczoraj naprawdę szybko urwał mi się film, kontrola chyba też mi zanikła.
Bianca powiedziała że wytknęła mi to że znów się upiłem a ja zacząłem nią szarpać, potem uderzyłem. Znowu.
-Pójdę na leczenie - przystanęła gdy miała już jedną nogę za drzwiami. Obejrzała się przez ramię - Pójdę na leczenie - powtórzyłem.
-Więc jak się wyleczysz, to pogadamy.
Wyszła. Zostawiła mnie mimo wszystko.
Ale ja zrobię wszystko żeby wróciła, żebyśmy byli razem.
Bo ja bez niej nie mogę żyć.
A moje następne pomieszanie leków z alkoholem może nie być już przypadkowe.

-Odwyk? Serio? - Harry prychnął gdy wsiadłem do samochodu i oznajmiłem gdzie ma mnie zawieźć.
-Nie uważasz że trochę sobie pofolgowałem? - mruknąłem rozsiadając się na fotelu i przeglądając w telefonie stronę o miejscu do którego się wybieram. Wybrałem najlepszy ale blisko domu Bianci, to znaczy ona zamieszkała w domu po swojej siostrze i "rodzicach", nie chce mieszkać z nieznajomymi którzy tak naprawdę byli tymi którzy wydali ją na świat ale nie wiedzieli o sobie nawzajem nic. Mam nadzieje że przyjdzie mnie odwiedzić, zamieszkam na oddziale zamkniętym choć zgłaszam się tam z własnej woli. Zrobię dla niej wszystko. Nie odbiera ode mnie telefonów bo myśli że jak dzwonię to jestem pijany. Boli mnie to że gdy patrzy na swój telefon kiedy wyświetla się mój numer na pewno myśli tylko o tym jak byłem pijany i ją uderzyłem, czego nawet nie pamiętam ale żałuję.
-Jesteśmy mężczyznami, możemy się czasem napić - mruknął Hazz. Wywróciłem oczami. Ja mam problem, wiem o tym - Oj Loueh, zrobiłeś się przy niej taki miękki.
-Skrzywdziłem ją.
-Kobiecie trzeba pokazać gdzie jej miejsce inaczej wejdzie ci na głowę. Tak jak Evelyn.
W ostatniej chwili ugryzłem się w język gdy chciałem go poprawić mówiąc "Bianca".
-W ogóle nie szanujesz innych Harry.
-Szanuję. Tego kto na to zasłużył.
Pokręciłem tylko głową bo nie chciałem kontynuować tej rozmowy.
Po godzinnej drodze jestem już przy rejestracji. Wpisałem swoje dane, złożyłem autograf w miejscu gdzie na dokumentach był potrzebny. A gdy leżałem w pokoju który będę zajmować aż przestanę w kółko myśleć o alkoholu, myślałem że dam radę, dla niej by mi wybaczyła. Bo na niczym innym nie zależy mi bardziej niż na tym by znów móc przytulić Biancę.
-Dobry wieczór Louis'ie - usiadłem gdy brunetka weszła do pomieszczenia. Wstałem. Miała biały kitel co świadczyło o tym że jest po studiach 'lekarskich' - Nazywam się Carla Sanders, jestem psychologiem.
-Louis Tomlinson, jestem idiotą - podałem jej rękę. Uśmiechnęła się na mój sarkazm choć nie do końca nim był. Jestem idiotą bo dopuściłem do tego wszystkiego.
-Nie bądź dla siebie taki surowy. Każdy kto tu przychodzi ma problem który nie pojawił się z powietrza.
-Nie jesteś za młoda na bycie taką inteligentną lekarką? - spytałem. Przerzuciła na drugie ramię swoje ciemne długie włosy, wbiła we mnie brązowe oczy.
-Możliwe. Ale czy przeszkadza ci to w leczeniu?
-Nie, wcale. Chcę tylko z tego wyjść i wrócić do ukochanej.
-Masz dziewczynę?
-Tak. To dla niej tu jestem.
-To.. wspaniałe.
Może.
Carlę możecie już zobaczyć w zakładce Heroes. xx

niedziela, 22 lutego 2015

16. "The first pain"

Piechotą wracałam. Musiałam pooddychać świeżym powietrzem. Nie mogę uwierzyć że.. 
Ale jak? Przez tyle lat nikt mi nic nie powiedział? Usiadłam na schodkach pod domem Liam'a. Zrobiło się ciemno. Drżałam z zimna. Chciałabym żeby dzisiejszy dzień nie miał miejsca. To nie możliwe żeby rodzice przede mną ukrywali to że nie jestem ich córką. Nie mogli by mi tego zrobić. Trzask drzwi za moimi plecami wrócił mnie na ziemię. Obejrzałam się przez ramię i zobaczyłam Lou. 
-Cholera jasna! Gdzieś ty była?! - krzyknął. Wstałam niezgrabnie spuściłam głowę. Czułam się jak małe dziecko w momencie gdy on był zły - Jak mogłaś tak po prostu wyjść?! 
-L-Lou.. ja.. 
-Zachowujesz się jak cholerne dziecko Bianca! Nie możesz znikać bez słowa kiedy tylko chcesz! 
-Może jestem dzieckiem, co? I mogę robić co chcę! - nie wiem czemu ja też na niego krzyczę. Po prostu automatycznie gdy ktoś na mnie krzyczy ja odpowiadam tym samym. Lata ćwiczeń z siostrą/nie siostrą. 
-Nie Bianca! Nie możesz wychodzić nic nie mówiąc! 
-Niby czemu co? Kim ty niby jesteś żeby mówić mi co mogę a co nie?! - zawołałam i w tym samym momencie tego pożałowałam. Kurwa, kurwa, kurwa.. ja tego nie powiedziałam. 
-Jak widać nikim - powiedział cicho.
-Louis, ja...
-Jak sobie chcesz - wymamrotał i wszedł do środka. Usłyszałam przekręcany zamek. Podeszłam do drzwi i uderzyłam w nie otwartą dłonią.
-Louis! Lou proszę! Nie chciałam tego powiedzieć! Louis! Proszę! Ja naprawdę nie chciałam - zsunęłam się na ziemię - Lou.. 
Otworzył drzwi i spojrzał na mnie oczami pełnymi łez. 
-Doprawdy? - zmrużył oczy. On nie ma pojęcia jak bardzo siebie teraz nienawidzę - Jakoś to powiedziałaś..
-Teraz to ty zachowujesz się jak dziecko. 
-Wiesz czemu chce wiedzieć gdzie jesteś? Dlatego że cię kocham! Martwię się o ciebie! Gdyby coś ci się stało: Nie przeżyłbym tego! Jesteś jedyną rzeczą na której mi zależy. 
-Lou, mi na tobie też zależy.. - wstałam z ziemi i przytuliłam go. Nie odwzajemnił uścisku - Proszę cię. Nie chciałam tego powiedzieć. Jesteś dla mnie naprawdę ważny. Tylko.. Moja siostra a tak właściwie nie ona powiedziała że nigdy nie była moją siostrą. A Liam powiedział że jego siostra zaginęła.. Pokazał mi jej zdjęcie i to jestem ja - dopiero teraz mnie objął. Rozluźniłam się i schowałam twarz w jego bluzie - Jestem tak cholernie zdezorientowana i zła.. Jeżeli nie jestem jej siostrą to czemu nigdy mi tego nie powiedziała i wciąż znęcała się nade mną zamiast wyrzucić mnie za drzwi mówiąc że nie jesteśmy spokrewnione a po śmierci rodziców nie mamy już nic a nic wspólnego. 
-Wiem Bianca.. Myślałem że po prostu domyślisz się po tym. Nie miałem pojęcia że pójdziesz do Charlotte. 
-Co? - odsunęłam się. Przygryzł wargę - Jak to wiedziałeś?! Wiedziałeś że nie jestem siostrą Charlotte?! 
-Oczywiście że tak. Dlatego chciałem cię stamtąd szybko zabrać. W ogóle się prawie nie znaliśmy Bianca, chciałem cię chronić. 
-Jak mogłeś nie powiedzieć mi prawdy gdy tylko ty się dowiedziałeś?! 
-Bałem się że się zmienisz. No wiesz.. Coś takiego rozwala człowieka od środka, jego psychikę..
-Więc czemu teraz mi to powiedziałeś? Już nie martwisz się o moją psychikę?! - wrzasnęłam bo nie mogę uwierzyć że wiedział o tak istotnej rzeczy w moim życiu, a ukrywał to. Tak jak wszyscy. 
-Martwię się ale.. w końcu pewnie sama byś się dowiedziała ale nie chciałem tego tak mówić prosto z mostu. Myślałem że lepiej będzie jak sama się domyślisz. Poza tym Liam, on już po prostu nie wytrzymuje psychicznie. To mój przyjaciel. I jeszcze wtedy gdy ty miałaś urodziny on był w szpitalu, przeszedł załamanie nerwowe.
Wpatrywałam się w jego niebieskie oczy. Jednocześnie chciałabym mu je wydrapać ale też.. nie wiem co też. 
-Musisz mnie zrozumieć Bianca..
-Wcale nie muszę Lou. Nie powiedziałeś mi o czymś tak istotnym. Jak mogłeś? 
-Dla twojego dobra.
-Nie okłamuje się kogoś dla jego dobra. Tak się nie da. Kłamstwo to kłamstwo.
-Nie powiedziałeś też prawdy. Kłamstwo Louis. 
-Nie. Skła. Ma. Łem - cedził sylaby patrząc mi w oczy. 
-Przestań się ze mną licytować Louis! Ukryłeś to przede mną! - nie zauważyłam jak uniósł dłoń i spoliczkował mnie. Wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem. Automatycznie przyłożyłam dłoń do piekącego policzka. Nie było to aż takie mocne ale jednak. Zamrugałam kilka razy a jego twarz nie drgnęła. Również obserwował mnie trochę zdziwiony tak jakby to ja go uderzyła - To chyba kończy naszą dzisiejszą rozmowę - odwróciłam się i ruszyłam przed siebie. 
-B-Bianca ja nie.. 
-Okay. Dobrze. Rozumiem - odparłam nawet się nie zatrzymując się ani nie odwracając się. Dla mnie spoliczkowanie to raczej upokorzenie. 
-Spójrz mi w oczy i powiedz to samo - wyszeptał. Nie odezwałam się. Nie zatrzymałam. Nawet nie drgnęłam by dać po sobie poznać że mogłabym się zawrócić. Szłam dalej. Dopiero po parunastu metrach gdy przestał za mną iść łzy spłynęły po moich policzkach. Charlotte wprawdzie biła mnie tak mniej więcej codziennie ale od niego.. Od jedynej osoby której teraz ufałam było to jak nóż w serce. 
Komórka zaczęłam dzwonić. To prawie na pewno jest Louis ale.. ale i tak wyjmuję telefon i patrzę na ekran. Zmarszczyłam brwi widząc nieznany numer. Zanim odebrałam siąknęłam nosem. 
-H-halo? - wykrztusiłam. 
-Dzwonię żeby się pożegnać.
-Kto mówi? 
-Powiem ci całą prawdę. Zasługujesz na nią.
-Charlotte? 
-Francesca. Nienawidziłam imienia Charlotte.
-O co ci chodzi? - przystanęłam słuchając jej oddechu. 
-W ostatnich chwilach swojego życia mogę wyjawić ci całą prawdę.
-Ostatnich.. co? Char-znaczy-Francesca, gdzie ty jesteś? - zaczęłam panikować. To znaczy niby nie jest moją siostrą ale przez tyle lat się zdążyłam do niej przywiązać. I martwić się o nią.
-To nie jest ważne. 
-Co ty chcesz zrobić?
-Moja matka z zawodu była nauczycielką. Jednak czuła się najlepiej jako opiekunka. Aż wreszcie znalazła pracę przy dwójce dzieci, bogatych państwa Payne. Chłopiec i dziewczynka. Czternaście lat temu dziewczynka zaginęła, a kilka dni wcześniej moja mama rzuciła pracę. Rodzeństwo to Liam i jego malutka siostrzyczka, Bianca. Mama powiedziała że ta dziewczynka jest naprawdę biedna.. Rodzice w ogóle się nią nie zajmowali, żadnym z dzieci. Postanowiła ją przygarnąć, to znaczy porwać. 
-Fran-
-Nie przerywaj mi! - wrzasnęła a ja zamilkłam - Byłaś okropnym dzieckiem. Mama uznała że nie powinnaś używać tak oryginalnego imienia jak Bianca. Próbowała ci wmówić że trzeba, aż wymyśliła zabawę. Ja wybrałam ci imię a ty mnie. Między innymi nienawidzę cię przez imię które ty mi nadałaś. Najpierw to była zabawa, potem stało się naszą codziennością. A ja naprawdę lubiłam imię Francesca. Ty jesteś Evelyn bo tak nazywała się znienawidzona przeze mnie postać w bajce. Tak naprawdę to mama nigdy ze mną nie była. Opiekowała się innymi dziećmi, nie mną. A gdy ty się pojawiłaś.. Mama w ogóle odstawiła mnie na bok. W ogóle ona była nienormalna. Wmówiła ci że jesteś dwa lata młodsza. Byłaś tak strasznie podatna na wszystko. Niedawno skończyłaś 18 naście lat. Po roku mieszkania z nami, nienawidziłaś mnie, a mamę kochałaś. Byłaś idealna. Dokładnie taka jak mam chciała żebym ja była. Całą swoją złość na mamę, kierowałam na ciebie. Wiem że mnie nienawidzisz, rozumiem, bo przecież do tego dążyłam.. 
-Proszę, powiedz gdzie jesteś.. 
-Na końcu świata - wyszeptała. Po dźwiękach poznałam że stacja kolejowa - Mój pociąg jedzie. Żegnaj - telefon upadł. A po chwili usłyszałam krzyki wokół. Wpatrywałam się przed siebie. Ona się zabiła. Moja siostra popełniła samobójstwo. To przeze mnie. Gdybym do niej nie poszła.. Ona by nie.. Upuściłam swój telefon i upadłam na kolana. Zalałam się łzami. Zabiła się przeze mnie.. 

piątek, 13 lutego 2015

15. "This, what my parents and sister didn't tell me"

Starałam się ukryć mój uśmiech gdy uważnie obserwowałam jak Eleanor się pakuje. Gdy zerknęła przez ramię strzeliła mi uśmiech.
-Dziękuje że zajmujesz się Lou - zasunęła walizkę i podeszła do mnie. Objęła mnie, a ja niechętnie odwzajemniłam to. Ale potem uścisnęłam ją mocniej. Louis poprosił bym nie ujawniała Eleanor że wiem o tym że mieli dziecko, że po prostu śmierć ich synka była dla niej bardzo bolesna i że chyba nadal się nie pozbierała. Danny był jej całym światem. 
-Kocham go.
-On ciebie też, Evelyn. Nie zrób mu krzywdy - wyszeptała i odsunęła się ode mnie - Ja już mu zrobiłam. Gdy ty to zrobisz, on się załamie. 
-Obgadujecie mnie? - podskoczyłam prawie że w miejscu gdy w drzwiach zobaczyłam Lou. Obdarzył nas szerokim uśmiechem. Byłam trochę oszołomiona tym co powiedziała, ale podeszłam do Louis'a i przytuliłam go. Nigdy bym go nie skrzywdziła. 
-Loueh! - Tommo objął mnie w pasie i razem podeszliśmy do schodów u których podnóża stał chłopak, raczej już mężczyzna. 
-Evelyn, to jest Liam - Lou złapał mnie za rękę splatając nasze ręce. Gdy byliśmy już na dole spojrzał na mnie, a po jego minie poznałam że mój chłopak jest trochę zdenerwowany - Ja odwiozę El na lotnisko, a ty pojedziesz z Liam'em, okay?
-Czemu? Nie mogę zostać w domu? - zmarszczyłam brwi. Naprawdę nie za bardzo odpowiada mi perspektywa siedzenia z obcym facetem.
-Proszę - cmoknął mnie w policzek. On nie potrafi mi odmawiać, ja mu chyba też. Westchnęłam i pokiwałam głową że się zgadzam - Świetnie. El! Jesteś już gotowa? - krzyknął a ja się skrzywiłam. Zerknęłam na Liam'a który przypatrywał mi się dziwnie. 
-Już, już - zeszła z walizką którą wziął Louis.
-Loueh, czy możesz mi odpowiedzieć na.. 
-Nie, później okay? - mruknął szybko a przy drzwiach się jeszcze odwrócił - Widzimy się za godzinę, góra dwie, okay mała? - uśmiechnął się do mnie. Pokiwałam głową mimo tego że dziwiło mnie to jak dziwnie się zachowuje - Kocham cię - powiedział widząc moją nietęgą minę.
-Ja ciebie też - od razu się rozchmurzyłam. No bo czemu nie? 
-Coś nie tak? - spytałam zakładając buty. Louis i El już wyszli, Liam czekał aż się naszykuję. Jest przystojnym, wysokim szatynem. Lekki zarost nadaje mu męskości. Pokręcił głową - Więc czemu się gapisz?
-Jesteś niegrzeczna - mruknął. Wywróciłam oczami. Zasunęłam kurtkę i wbiłam wzrok w czarne vansy na moich stopach. Tak, te też są Louis'a. Nie wiem czemu zawsze się uśmiechałam gdy zakładałam lub patrzyłam na buty Lou na moich stopach, to chyba dlatego że wiem iż to Lou będzie się śmiał gdy zobaczy mnie w jego butach. 
-Idziemy? - złapałam za klamkę. Kiwnął głową. Zatkało mnie gdy zobaczyłam Land Rover'a, czyli samochód który zawsze mnie ciekawił. Był cały czarny i wysoki. Otworzyłam sobie drzwi i ledwo wdrapałam na siedzenie. Liam zamknął za mną drzwi i po chwili usiadł za kierownicą - Gdzie jedziemy? 
-Do mnie - wymamrotał. Zacisnęłam wargi, bo nawet trochę się bałam. Nie znam go. Ale ufam Lou. Nie zostawiłby mnie z kimś kto mógłby mnie skrzywdzić. 
W ciszy jechaliśmy kilkanaście minut. Zatrzymaliśmy się pod dużym domem. 
-Tu mieszkasz? - wysiadłam i przystanęłam. 
-Po rodzicach.
-Sam? - ruszyłam za nim do drzwi.
-Tak. 
-Czemu odpowiadasz zdawkowo? - spytałam trochę zirytowana. Zerknął na mnie przez ramię. Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się plecami o nie. Odwrócił się do mnie. 
-Jesteś tak cholernie do niej podobna - wymamrotał. Okay, to zaczyna być na serio dziwne. 
-Do kogo? - odepchnęłam się od drzwi. Odwrócił się i bez słowa zniknął w jakiś drzwiach. Niepewnie poszłam za nim. Stał przed półką ze zdjęciami i ściskał jedną ramkę. Gdy podłoga skrzypnęła pod moimi stopami spojrzał na mnie, podszedł kilka kroków i podał mi zdjęcie. Przełknęłam z trudem ślinę patrząc na małą dziewczynkę na zdjęciu - K-kto to jest? - spytałam choć dobrze wiedziałam. 
-Moja siostra. Uznana za zaginioną w wieku 4 lat. 
Moja dolna warga zaczęła drżeć. Nie, nie, nie, nie.. 
Przywołałam w pamięci moje zdjęcia z dzieciństwa które rodzice zawsze wystawiali na półkach, a po ich śmierci moja siostra je schowała. 
-Ja naprawdę.. Ty jesteś bardzo do niej podobna. Ma na imię Bianca - i w tym momencie moje serce stanęło - Kilka dni temu skończyła 18 naście lat. 
Już mi lepiej. Gdyby nie ten wiek.. Pomyślałabym że jestem jego siostrą ale.. Ale wszystko inne to ja. 
-Muszę się przewietrzyć - szepnęłam z trudem i niezgrabnie podałam mu ramkę która prawie wypadła mu z rąk. Mruknął coś pod nosem ale całkowicie to zignorowałam i wybiegłam. Upadłam na ziemię i poczułam jak na kolanach w moich jeansach zrobiła się dziura w kontakcie z betonem. Łapczywie nabierałam powietrze do płuc. Ale to przecież naprawdę nie możliwe. No bo.. Bo nie. 
Ale moja siostra musi coś wiedzieć. Jeżeli to rzeczywiście byłam ja na zdjęciach Liam'a. Ruszyłam ulicą gdy na jej końcu zobaczyłam przystanek autobusowy. Pojadę do niej i po prostu o to spytam. Bus zatrzymał się przy mnie w momencie gdy przeglądałam rozkład jazdy. Wsiadłam tyłem bo nie mam pieniędzy, a do domu mojego i siostry to przecież tylko kilka przystanków. Nie mogę mieć aż takiego pecha by kazali mi pokazać bilet. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca a ja spokojnie wysiadłam kilkanaście metrów od domu. Pobiegłam do drzwi. Złapałam za klamkę, otwarte. Weszłam do środka i nawet nie zauważyłam by coś się zmieniło od czasu kiedy mieszkam z Lou. 
-Czego tu chcesz? - wzdrygnęłam się słysząc jej głos. Był zimny i wyrachowany. Nie chciała mnie tu. To pewne. Niezmiernie się cieszyła z tego że się wyprowadziłam. 
-Muszę się o coś spytać. Bo.. 
-Znikasz na kilka miesięcy i myślisz że jak przychodzisz sobie od tak to z radością cię powitam i oczywiście odpowiem na twoje niezwykle ważne pytanie? 
-Nie, tylko..
-Jesteś taką cholerną idiotką - prychnęła i usiadła na schodach. W ręku miała paczkę papierosów z której wyjęła jednego i przypaliła. Patrząc mi w oczy zaciągnęła się i wypuściła dym - Nie dotarło? Nie będę z tobą gadać debilko. Możesz wypierdalać. Jesteś jakaś niedorozwinięta, cofnęłaś się przez ten czas w rozwoju czy coś? 
Ledwo powstrzymywałam łzy, chociaż w ogóle nie zdołałam ich powstrzymać. Spłynęły strugami po moich policzkach. 
-Jesteś żałosna - zaśmiała się. Czemu ona mi to robi? 
-Czemu mnie nienawidzisz? - wyszeptałam. Zaciągnęła się papierosem. 
-Mam powody. 
-Niby jakie? 
-Zamknij się dobra? Nie mam zamiaru z tobą dyskutować. 
-Musisz mi odpowiedzieć na moje pytanie.
-Nic nie muszę. 
-Czy naprawdę jesteś moją siostrą?
Uniosła brwi.
-Co? - prychnęła dymem. Rozsiadła się na schodach a ja naciągnęłam rękawy kurtki bo czułam bijący od niej chłód. 
-Czy jesteś moją siostrą? - powtórzyłam. Patrząc mi w oczy pokręciła głową.
-Nie Bianca. Nie jestem. Nigdy nie byłyśmy spokrewnione - rozchyliłam usta ze zdziwienia. Czyli że.. - Odpowiedziałam. Znikaj. Nie chcę cię tu widzieć. 
-Ale jak to.. Przecież-
-Powiedziałam coś! - wstała i przystanęła na pierwszym schodku - Nie jesteś moją siostrą. Nie mówię tego bo cię nienawidzę. Mówię to bo taka jest prawda. 
-Czekaj! - podbiegłam do niej i złapałam za ramię gdy wchodziła po schodach. Wydała z siebie zirytowany odgłos. 
-Czego ty jeszcze ode mnie chcesz?! 
-Czy jestem zaginiona? Uznana za zaginioną? - wyszeptałam. Wyrwała mi się.
-Nie muszę odpowiadać na twoje pytania. Wyjdź. Proszę - ostatnie słowo wydało się jakby pęknąć między "o" a "sz". Zacisnęła powieki a ja wpatrywałam się w nią. Nigdy o nic nie poprosiła. Jej głos nigdy się nie załamał. Weszła na górę. Pozwoliłam jej i sama usiadłam na schodkach. Schowałam twarz w dłoniach oddychając powoli. Czemu wszystko się wali wtedy kiedy dopiero co się złożyło do kupy?