czwartek, 11 grudnia 2014

5. "You promise? Of course."

Gdy zatrzymaliśmy się pod jego domem, nie mogłam wysiąść z samochodu. Siedziałam i wpatrywałam się w szybę przede mną.
-Wszystko w porządku? - Louis otworzył drzwi po mojej stronie. Zerknęłam w jego kierunku i wzruszyłam ramionami.
-Zastanawiam się czy dobrze zrobiłam - wymamrotałam.
-Świetnie zrobiłaś. Będziesz szczęśliwa ze mną - złapał mnie za rękę.
-Obiecujesz? - spojrzałam mu w oczy.
-Oczywiście - trzymając go za rękę wysiadłam z samochodu. Z uśmiechem objął mnie w tali i zaprowadził do domu - Zjesz coś czy idziemy spać?
-Jedliśmy przecież pizzę - przypomniałam. Kiwnął głową.
-Więc spać - przystanął na chwilę a ja również zatrzymałam się nie wiedząc o co chodzi. Uśmiechnął się szeroko i kucnął, podniósł mnie do góry. Pisnęłam i przylgnęłam do niego bojąc się upadku.
-Louis postaw mnie!
-Lęk wysokości też masz? - zaśmiał się i zaczął iść po schodach. Zamknęłam oczy bo bałam się że mnie upuści.
-Nie drwij ze mnie! - uderzyłam go w ramię. Pokręcił rozbawiony głową i postawił mnie przed drzwiami łazienki - Wezmę prysznic - złapałam za klamkę.
-Jasne, za chwilę do ciebie przyjdę - puścił mi oczko i zniknął w korytarzu. Stałam w miejscu i wpatrywałam się w drzwi. Co on powiedział? Weszłam do łazienki i na wszelki wypadek zamknęłam drzwi na zamek. Zrzuciłam z siebie ubrania i już miałam wejść pod prysznic gdy Louis złapał za klamkę.
-Otwórz - zaśmiał się.
-Nie, daj mi się wykąpać! - odkrzyknęłam żeby usłyszał mnie mimo lejącej się pod prysznicem wody.
-Chcę ci dać ręcznik - zagryzłam wargę i złapałem bluzkę leżącą na podłodze. Zakryłam nią piersi i krocze, schowałam się za drzwiami gdy otworzyłam drzwi. Wyciągnęłam rękę czekając aż poda mi ręcznik ale się nie doczekałam. Zobaczyłam jak bez koszulki wchodzi do pomieszczenia. Skuliłam się za drzwiami. Spojrzał na mnie z uśmiechem i zatrzasnął drzwi - Chodź, chciałaś wziąć prysznic - przekręcił zamek w drzwiach i zamknął nas oboje tu.
-Louis wyjdź proszę - pokręcił głową w odpowiedzi i złapał mnie za rękę. Wyszarpał mi koszulkę którą się zakrywałam i wepchnął mnie pod prysznic. Starałam się zasłonić ale to nic nie dawało. Poczułam na policzkach szkarłatny rumieniec. Zaczął zrzucać z siebie ubrania a po chwili nagi stał parę centymetrów ode mnie pod prysznicem.
-Nie wstydź się, jesteś piękna - wyszeptał mi do ucha. Zacisnęłam powieki gdy zaczął namydlać moje ciało.
-Louis proszę, to strasznie krępujące - jęknęłam nadal nie otwierając oczu. Poczułam jego usta na moim policzku, potem ustach, tworzył ścieżkę pocałunków aż dotarł do moich piersi. Otworzyłam oczy i złapałem go za policzki. Wyprostował się i spojrzał mi w oczy - Przestań.
-Czemu? Nie podoba ci się to? - wymruczał nachylając się.
-Podoba ale.. nie chcę tego na razie robić - szepnęłam. Uśmiechnął się. Nachylił się i złączył nasze usta. Wsunął język do mojej buzi. Przeniosłam dłonie na jego kark i przyciągnęłam go do siebie. Poczułam jego ręce na biodrach. Zadrżałam na co uśmiechnął się w moje usta.
-Bianco - westchnęłam słysząc jak wypowiada moje imię - Wiem, nie wymagam nic od ciebie. Po prostu kocham twoje ciało, lubię na nie patrzeć, dotykać go. Będziemy uprawiać seks jeżeli ty tego zechcesz. Nie będę cię zmuszał, jest to twoją decyzją.
Patrzyłam mu w oczy.
-Wiesz Louis.. - szepnęłam i oparłam głowę o jego mokrą i nagą klatkę piersiową pokrytą tatuażami. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę co chciałam powiedzieć. Ale nie. Nie powiem tego co chciałam.
-No..? - zachęcił mnie kładąc dłonie w dole moich pleców.
-Nie już nic - powiedziałam szybko.
-Powiedz.
-Nie - uśmiechnęłam się i odsunęłam się kilka centymetrów, czyli tyle ile było jeszcze miejsca w kabinie.
-Okay, później - kiwnął głową. Złapał gąbkę - Skończę cię myć.
-Dam radę.
-Albo ja myję ciebie albo ty myjesz mnie - uniósł brwi i uśmiechnął się w cwaniacki sposób.
-Jestem już czysta.
-Ale ja nie.
-Masz dwie ręce, możesz się sam umyć - wyszłam spod prysznica wsłuchując się w jego głośny śmiech. Opatuliłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki. Znalazłam jakoś sypialnię Louis'a i zdałam sobie sprawę że nie mam piżamy. Została w łazience. Usiadłam na zimnej podłodze przy drzwiach łazienki, podkładając pod pupę ręcznik.
-Trzęsiesz się - po paru minutach Louis wyszedł z pomieszczenia - Chodź - wyciągnął do mnie rękę - No już Bianca.
-Idź, zaraz przyjdę - wymamrotałam. Wzruszył ramionami i zamknął się w sypialni. Weszłam do łazienki i rozejrzałam się w poszukiwaniu moich ciuchów. Przejrzałam całą łazienkę ale nic nie znalazłam. Trochę zirytowana ale też przestraszona znalazłam się w sypialni gdzie Louis bawił się telefonem - Gdzie są moje ciuchy?
-Wyszłaś bez nich to rozumem że nie są ci potrzebne - spojrzał na mnie cwaniacko ale oczy mu zabłysły gdy zobaczył przykrótki ręcznik okrywający ledwo moje ciało.
-To nie jest zabawne.
-Kładź się - odchylił kołdrę.
-Chcę moje ciuchy.
-A ja chciałbym żebyś się położyła - posłałam mu wkurzone spojrzenie.
-Albo dasz mi ciuchy albo..
-Albo co? - wbił we mnie wzrok a z ust zniknął uśmiech. Zdziwiona tym jak zareagował na chwilę straciłam rezon. Ale starałam się zachować pozory.
-Wyjdę.
-Nie wyjdziesz - prychnął i wbił wzrok w ekran telefonu.
-Niby skąd to wiesz? Nie znasz mnie!
-Oh nasza pierwsza kłótnia, jak słodko! - zaśpiewał wysokim, irytującym głosem. Zacisnęłam usta. Nie chciałam się z nim kłócić, zabrał mnie od siostry, powinnam mu być wdzięczna za to ale.. no on sam zaczął! - Poza tym nie wyjdziesz w ręcznik, prawda? Pada śnieg, zamarzniesz.
-Śnieg? - uniosłam brwi i podeszłam do okna. Mimowolnie uśmiechnęłam się widząc biały puch pokrywający podwórze. Wpatrywałam się w widok za szkłem, usłyszałam jak wstaje z łóżka i podchodzi do mnie - Dasz mi coś do ubrania? - zapytałam nie patrząc na niego.
-A co będę z tego miał?
-Buziaka?
-No nie wiem - mruknął.
-Dwa buziaki?
-Lepiej - zaśmiał się. Wyszedł na chwilę i przyniósł mi koszulkę, swoją, i bokserki, również swoje - Odwrócę się - stanął do mnie tyłem. Puściłam ręcznik który upadł na podłogę. Wciągnęłam czarne bokserki i złapałam koszulkę. Nałożyłam ją przez głowę i wyjęłam włosy. Zapatrzyłam się w Louis'a. Miał na sobie takie same bokserki które dał mi, białą koszulkę. Jedna jego ręka była zapełniona małymi tatuażami, to znaczy kilka się wyróżniało. Jego włosy prosiły się o fryzjera, choć wyglądał uroczo w takiej fryzurze. I nagle zobaczyłam. Swoje odbicie w lustrze i szeroki uśmiech Louis'a. Podeszłam do niego i trzepnęłam po ramieniu.
-Dupek - mruknęłam.
-Mówiłem że masz piękne ciało - zaśmiał się i wskoczył do łóżka. Położyłam się obok niego i zawinęłam w kołdrę - Ej, rozumiem że trochę cię.. wkurzyło to że widziałem twoje odbicie w lustrze ale może jednak podzielisz się kołdrą?
-A co zimno ci? - prychnęłam.
-No trochę - wymamrotał i poczułam jak jego zimne dłonie wsuwają się pod kołdrę i koszulkę którą miałam na sobie. Oplótł mój brzuch i wtulił się w moje plecy - Albo dasz kołdrę albo przykryjesz mnie swoim własnym ciałkiem.
-Czemu ciągle jest albo? - odchyliłam kołdrę i pozwoliłam mu się wtulić we mnie całkowicie bez przeszkadzającej kołdry.
-Bo wiem że wybierzesz coś co nie wiąże się z bezpośrednim kontaktem ze mną - wyczułam smutek w jego stronę. Co robię źle? Czemu jest smutny? Bo nie chcę robić za jego kołdrę? Bo nie chcę go umyć? - A gdyby nie to albo, to byś wybrała wszystko tylko nie to co było bo okay dla mnie.
-Przestań grać na moim sumieniu - warknęłam cicho. Westchnął w moją szyje.
Rozluźniłam się w jego ciepłych objęciach i po chwili zmęczona tym wszystkim zasnęłam.
×××
Obudziłam się wtulona w koszulkę Louis'a. Odsunęłam się trochę od niego na co wymamrotał coś i wstał. Nie spał gdy ja otworzyłam oczy. Wydawał się jakby struty. Cholera, to przeze mnie. Gdzie jego szeroki uśmiech? Pobiegłam za nim i zobaczyłam jak idzie do kuchni. Złapałam go za rękę i zatrzymałam. Odwrócił się w moją stronę i pytająco uniósł brwi.
-Co się stało?
-Pobawimy się w chowanego? - zapytałam ciągnąc go za rękę. Cień uśmiechu zaigrał na jego buzi, ale tylko cień.
-No.. dobra.. - odpowiedział trochę nie pewnie.
-Jak mnie znajdziesz dostanę buziaka, okay? - puściłam jego rękę i uśmiechnęłam się.
-Okay - pokiwał głową i również się uśmiechnął.
-Będę w kuchni - parsknął śmiechem i przyciągnął mnie do siebie. Spojrzałam mu w oczy. Staliśmy tak chwilę. Oczekiwałam pocałunku a nie wpatrywania się w siebie. Zaczął nachylać się do mnie a gdy nasze usta dzieliły milimetry westchnął cicho.
-Cholera Bianca. Co ty ze mną robisz? - przymknął oczy i oparł swoje czoło o moje. Również przymknęłam oczy czując bijące od niego ciepło. Mogłabym tak stać godzinami, byle by mnie przytulał. I zdałam sobie sprawę co on ze mną robi. Otworzyłam oczy i spotkałam się z jego niebieskimi tęczówkami, zrozumiałam że ma tak samo. Działamy na siebie identycznie.
Musnął moje usta i zaśmiał się.
-Czuję się przy tobie jak przy nikim innym. Mam ochotę skakać pod sufit gdy się uśmiechasz, płakać jak dziecko gdy jesteś smutna.
-To straszne, bo ja jestem wiecznie smutna.
-Nie, przecież teraz się uśmiechasz. Poza tym obiecałem ci że już nigdy nie będziesz smutna, prawda? Ja dotrzymuje obietnic.
Zaśmiałam się.
-Jemy śniadanie? Jestem głodny, a nie chcę cię zjeść?
-Jasne, ale ty gotujesz - uśmiechnęłam się szeroko. Pokiwał głową i cmoknął mnie w czoło. Poszliśmy razem do kuchni, usadził mnie na blacie. Zaczęłam machać nogami wpatrując się w to jak chodzi po kuchni przygotowując śniadanie - Co będziemy jeść?
-Jajecznicę, tosty i sok - odparł dumny jakby z siebie. Zapatrzyłam się w śnieg za oknem.
Zawsze gdy spadł pierwszy śnieg, już było wybudowane lub aktywne lodowisko na które zawsze zabierał mnie tata. Posmutniałam trochę, tęsknie za rodzicami.
-Co się stało? - poczułam dłoń Louis'a na udzie. Spojrzałam na niego i wymusiłam uśmiech - O czym myślisz?
-O rodzicach. Co roku, gdy spadł pierwszy śnieg, tata zabierał mnie na lodowisko. Ale od dwóch lat nie byłam na takim wyjściu. Rodzice nie żyją.
-Nie smuć się Bianca - wyszeptał i objął mnie. Przylgnęłam do niego starając się odgonić przygnębiające wspomnienia - Cholera przypaliłem - podbiegł do tostów które wyskoczyły z tostera. Ciemny chleb wylądował na jednym z talerzy. Wpatrywaliśmy się w tosty w zamyśleniu.
-Myślę że jak oskrobie się to czarne, to można jeszcze jeść - powiedziałam po chwili.
-Zobaczymy - podszedł do kuchenki i zdjął patelnię z jajecznicą z ognia. Nałożył trochę na jeden i na drugi talerz. Dostałam jeden z nich i widelec. Uśmiechnęłam się do Lou i wzięłam trochę jajecznicy do ust. Momentalnie pożałowałam że kazałam mu gotować. Chyba nie miał daru ani powołania do garnka i kuchenki. Jajecznica była trochę zbyt ścięta i przesolona. Ale żeby nie zrobić mu przykrości przełknęłam to co miałam w ustach i wymusiłam kolejny uśmiech - I jak? - wpatrywał się we mnie cały czas.
-Pycha - odpowiedziałam.
Spróbował swojej porcji, ale po chwili przełknął to krzywiąc się. Odstawił swój talerz na blat, i zabrał mi mój.
-Kłamczucha - zaśmiał się i wyrzucił to co ugotował do kosza na śmieci - Chyba nie powinienem się zbliżać do kuchni. Ale chciałem ci zrobić śniadanie.
-Nie jestem głodna - skłamałam i zeskoczyłam z blatu. Cmoknęłam go w policzek.
-To naszykuj się, nie długo wychodzimy.
-Co? Gdzie?
-Niespodzianka - wyszczerzył się.
-Nie mam ciuchów - przypomniałam mu.
-W sypialni jest garderoba, wybierz coś sobie - puścił mi oczko. Zmarszczyłam brwi i poszłam do sypialni. Znalazłam garderobę, o której istnieniu nie miałam pojęcia. Jedna ściana dużego pomieszczenia była zapełniona męskimi ubraniami, a 1/3 drugiej.. moimi. Z szeroko otwartymi oczami przeglądam swoje ciuchy i 2/3 całkiem nowych ubrań. Wszystkie w moim rozmiarze. Co to ma być? Wybrałam szare legginsy i czarną koszulkę z długim rękawem i białym napisem na brzuchu 'Okay? Okay.' To chyba z Gwiazd naszych wina. Louis wszedł do garderoby w samych bokserkach, więc znów mogłam podziwiać jego tatuaże. Posłał mi uśmiech i zdjął z półki jeansy, bluzkę z rękawem 3/4, a z najniższej półki wyciągnął parę czarny vansów.
-Ile masz lat? - spytałam patrząc jak wciąga spodnie. Zapiął je i wciągnął koszulkę. Dopiero odpowiedział :
-23 - usiadł na podłodze i chciał założyć buty ale rozejrzał się po pomieszczeniu - Podasz mi jakieś skarpetki? - spytał wskazując brodą na komodę. Bez słowa wysunęłam jedną z szuflad i wyjęłam pierwszą lepszą parę skarpetek. Podałam mu je i klapnęłam na podłogę obok niego.
-Masz 23 lata i nosisz buty dla nastolatków?
-Forever Young Skarbie - cmoknął mnie szybko w usta i wstał. Pomógł mi się podnieść i obejrzał mnie od góry do dołu - Gotowa? - kiwnęłam w odpowiedzi głową - Zmykaj do samochodu, tylko jeszcze jedno : Jaki masz rozmiar buta?
-39.
-Świetnie, do samochodu, zaczekaj tam na mnie - z uśmiechem zbiegłam po schodach. Przy drzwiach wciągnęłam botki. Zauważyłam bluzę wiszącą na wieszaku naprzeciw mnie. Zdjęłam ją z haczyka i zarzuciłam na ramiona. Prawie wybiegłam na zewnątrz. Śnieg nadal sypał, a ten na ziemi sięgał mi do połowy łydek. Po paru sekundach stania w śniegu zaczęłam się trząść z zimna. Mam kiepskie buty jak na zimę. Wsiadłam do samochodu i podkuliłam nogi żeby je rozgrzać. Nie długo po mnie do samochodu wsiadł Louis. Obdarzył mnie uśmiechem i nic nie mówiąc, ruszył z podjazdu. Włączył radio, a z głośnika popłynęły nuty piosenki 'Unconditionally' Katy Perry. Zaczęłam nucić pod nosem.
-Lubię tę piosenkę - powiedziałam wpatrując się w śnieg za oknem.
-A ja lubię twój głos.
Spojrzałam na niego kątem oka, patrzył się z uśmiechem w drogę przed nami.
-Gdzie jedziemy?
-Niespodzianka - zaśpiewał. Jęknęłam i wywróciłam oczami. Zatrzymaliśmy się gdzieś ale tabliczka z nazwą miejsca była obsypana śniegiem i nie czytelna - Wysiadamy.
Gdy zatrzymał się, wyskoczyłam z samochodu, chciałam podbiec do tabliczki ale złapał mnie w pasie a moje nogi oderwały się od ziemi. Pisnęłam i zacisnęłam palce na jego rękach oplatających mnie.
-Powiedziałem niespodzianka - mruknął i zaniósł mnie do budynku. Był bardzo duży, niskie ławeczki były ustawione wzdłuż korytarza aż do wielkich drzwi - Siadaj i poczekaj tu na mnie. Ale zaczekaj, jasne?
Kiwnęłam głową zerkając co chwila na wielkie drzwi. Gdy zniknął za jakimiś drzwiami ja rzuciłam się biegiem do tych wielkich. Otworzyłam je i otworzyłam szeroko oczy i usta.
-Mówiłem żebyś zaczekała! - zawołał jak dziecko. Wpatrywałam się w wielkie lodowisko na których na sto procent odbywały się mecze hokeja. Wokół lodu były trybuny.
-Louis - szepnęłam i odwróciłam się w jego stronę.
-Wszystko zepsułaś - odparł nadąsany. W rekach trzymał parę łyżew.
-Boże Lou! - rzuciłam się na niego i mocno przytuliłam - Dziękuje.. - szepnęłam wtulając buzie w jego szyje.
-Dla ciebie wszystko. Byle żebyś choć raz posłuchała jak proszę być została w miejscu - podał mi łyżwy. Usiadłam na ławeczce i zrzuciłam przemoczone botki, nałożyłam łyżwy i stanęłam w nich. Na chwilę prawie straciłem równowagę ale Louis stał przy mnie i złapał mnie w ostatniej chwili.
-Dwa lata nie byłam na łyżwach.
-Mówi się że to jak z jazdą na rowerze, prawda?
Zaprowadził mnie na lód. Wjechałam tam i po paru upadkach jeździłam już normalnie. Śmiejąc się jechałam bo wielkim lodowisku. Mój głos odbijał się echem w wielkiej hali.
-Dziękuje - powtórzyłam patrząc mu w oczy. Siedział na trybunach i patrzył na mnie z uśmiechem - Chodź tu - podjechałam do barierki. Siedział w pierwszym rzędzie.
-Nieee - pokręcił głową.
-Czemu? - zmarszczyłam brwi.
-No bo nie..
-Powiedz - wyciągnęłam do niego ręce. Chwycił moje dłonie.
-Nie umiem jeździć - mruknął cicho i jakby zażenowany tym faktem. Ścisnęłam jego dłonie na co uniósł spuszczony przed chwilą wzrok.
-Nauczę cię.
-Nie chcę.
-Proszę, nie chcę jeździć sama.
-Wątpię żeby zadowalał cię styl jazdy na tyłku a'la Louis Tomlinson.
-Każdy jest dobry. Biegaj po łyżwy i chodź do mnie - cmoknęłam w jego stronę. Westchnął zrezygnowany i wstał z krzesełka. Po paru minutach wrócił z łyżwami na nogach - Daj rękę - powiedziałam gdy powoli i prawie zgięty w pół wszedł na lód. Złapał mnie kurczowo na co prawie się nie przewróciłam. Staliśmy tak chwilę. Miał szeroko otwarte z przerażenia oczy - Spokojnie, jestem tu, trzymam cię.
-Nie zostawisz mnie samego, prawda? - spojrzał mi w oczy.
Sądzę że jego pytanie nie odnosiło się tylko do jazdy na łyżwach.
Wciągnęłam powietrze patrząc mu w prosto w oczy, po chwili wstrzymywania, wypuściłam je.
-Nigdy - szepnęłam.
-Obiecujesz?
-Oczywiście.

13 komentarzy:

  1. O rany! Niesamowite <333
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ^_^

    OdpowiedzUsuń
  2. Ranyyyy! Bosko! Święta ♥ Śliczne profilowe kochanie :D Czekam na next, weny! Twoja @SillyDreamer_Me

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten koniec
    "Nie zostawisz mnie samego??- spojrzał mi w oczy
    Sądzę że to pytanie odnosiło się tylko do jazdy na łyżwach.
    Wciągnęłam powietrze patrząc mu prosto w oczy, po chwili wstrzymania, wypuściłam je.
    -Nigdy- szepnęłam
    -Obiecujesz??
    -Obiecuję"
    Ryczę <3 <3
    Rozdział idealny...
    Całe ff jest idealne
    Zapraszam do siebie
    http://louis-ff-one-direction-xx.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. <3 piękny rozdział, a ta końcówka to już naprawdę przepiękna <3 czekam szybko na next'a <3 pozdrawiam i życzę wenyyyyy

    OdpowiedzUsuń
  5. Oooo jakie słodkie... next

    OdpowiedzUsuń
  6. Aww jakie słodkie *u*
    Świetne jest to ff, czekam na nn <3
    imaginy-1dbyme.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Boże.. najlepszy blog <3
    Ilysm <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział. Jak zwykle nie mogę doczekać się nexta. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Swietny blog. ;) bardzo podoba mi sie historia którą opisujesz. fajnie by bylo jakbyś wplotla miedzy wersami postac Harry'ego :D jest zajebiscie :*

    OdpowiedzUsuń