poniedziałek, 24 listopada 2014

2. "It's the worst day in my life"

-Evelyn, czy wszystko w porządku?
-Czy płakałabym jeżeli wszystko było okay? - zaczęłam szukać w torbie chusteczek. Wyciągnęłam paczuszkę i wyjęłam jedną z nich. Wytarłam do sucha oczy.
-Co się stało?
-Obchodzi cię to? - wyszeptałam czując napływające do oczu łzy. Czemu ciągle płacze? Czemu z nim rozmawiam? Ale czemu miałabym nie? Chyba nic mi nie zrobi.. prawda?
-Co tu robisz? Jesteś kilometry od domu - usiadł obok mnie na ławce. Był ubrany w białą koszulkę a na to jeansowa kurtka, ciemne rurki i czarne vansy. Dorosły facet w vansach? Tego jeszcze chyba nie widziałam.. zaśmiałam się w myślach. Patrzyłam na niego chwilę aż przeniosłam wzrok na swoje podniszczone botki. Czułam się cholernie dziwnie gdy tak się na mnie patrzył tymi niebieskimi oczami - Evelyn?
-Zasnęłam w autobusie - wzruszyłam ramionami - Masz komórkę? Muszę zadzwonić się usprawiedliwić w pracy..
-Nie, zostawiłem w domu - zerknęłam na niego. Nasze oczy się spotkały na co uśmiechnął się.
-Nie wierzę ci - wyszeptałam. Na pewno ma telefon. Nikt nie wychodzi z domu bez komórki, sama zawsze się wracam jeżeli zostawię mojego grata na biurku. No ale cóż, teraz nie będę się musiała o to martwić.
-A gdzie twój telefon? - zgrabnie odwrócił uwagę od swojego kłamstwa. Brawo Panie Louis'ie..
-Okradli mnie w autobusie, zabrali mi komórkę i portfel - zacisnęłam palce na zmiętej chusteczce. Musiałam całe lato pracować żeby móc sobie kupić ten telefon nie prosząc się i nie płaszcząc przed Charlotte.
-Wiesz kto?
-Przecież spałam - przewróciłam oczami. Patrzyliśmy na siebie chwilę.
-Może.. Pojedziemy do mnie, dam ci zadzwonić, ty się ogarniesz bo ci się tusz..
-Nie, sorry ale nigdzie z tobą nie idę - wstałam z ławki i poprawiłam tunikę.
-Możemy jechać - machnął głową w stronę czarnego samochodu stojącego niedaleko. Patrzyłam to na niego to na auto.
-Nie, wybacz ale nie - potrząsnęłam głową. Rozejrzałam się wokół licząc że pojawi się wielka strzałka mówiąca w którym kierunku iść. Wzięłam głęboki oddech.
-Przecież nie masz pojęcia gdzie jesteś - stanął tuż obok mnie. Wzdrygnęłam się gdy złapał mnie za dłoń którą od razu wyrwałam.
-Jest okay.. - powiedziałam już trochę spanikowana. Czemu on tu nadal jest?
-Evelyn.. - znów zacisnął palce na moim ręku.
-Zostaw mnie! - wrzasnęłam.
-Czemu krzyczysz? - patrzyłam jak marszczy brwi. Byłam coraz bardziej przerażona tym jaki spokojny on jest. Zerknęłam na swoje dłonie które zaczęły się trząść - Evelyn, dobrze wiesz że cię nie skrzywdzę, mogłem to zrobić wczoraj ale nie zrobiłem, prawda?
Racja.
-To jednak nie zmienia faktu że jesteś dla mnie zupełnie obcą osobą - powiedziałam już spokojniej. Przekrzywił głowę z prawo i przypatrywał się mi.
-Może czas się poznać? - wyciągnął w moją stronę rękę. Patrzyłam chwilę na jego dłoń aż przeniosłam wzrok i spojrzałam mu w oczy.
Nie wierzę że chcesz to zrobić.. usłyszałam cichy szept w mojej głowie. Ja też.. odpowiedziałam sama sobie w myślach.
Ułożyłam swoją dłoń w jego, zacisnął palce i uśmiechnął się szeroko.
-Więc chodźmy - ruszył w kierunku samochodu ciągnąc mnie za sobą. Szłam za nim zastanawiając się czy moja decyzja była odpowiednia, jeżeli jest seryjnym mordercą? Siekierę trzyma w samochodzie, a wczorajsza sytuacja była tylko po to by wzbudzić moje zaufanie a później zaciągnąć mnie do samochodu.
A może tobie się już w głowie pierdzieli, hmm? śmieje się ze mnie moja podświadomość. Wygląda na miłego, nie zrobi mi krzywdy.. Ale czy zawsze najgroźniejsi mordercy nie wyglądali na łagodnych? Boże, sama sobie wymyślam! Wsiadłam do samochodu, a on zamknął delikatnie drzwi. Usiadł za kierownicą i posłał mi uśmiech. Zarumieniłam się i wbiłem wzrok w torbę którą trzymałam na kolanach. Przemierzaliśmy ulice a ja starałam się rozpoznać gdzie jesteśmy, ale nic.. Tak naprawdę to trochę zaczynam się bać bo czemu zmierzamy w las?
-Daleko jeszcze? - spytałam trochę piskliwym głosem. Spojrzał na mnie katem oka.
-Nie, mieszkam nie daleko. Lubię prywatność - oh, mieszka głęboko w lesie żeby nikt nie słyszał krzyków mordowanych dziewcząt? Zerkałam na niego przerażona swoimi myślami - Co ci chodzi po głowie Evelyn?
-Słucham? - wyjąkałam.
-O czym myślisz - powtórzył uśmiechając się delikatnie.
-O niczym.
-Chyba jednak. Rozglądasz się jakbyś chciała otworzyć drzwi i wyskoczyć - zacisnął dłonie na kierownicy i wbił wzrok w drogę przed nami. Za oknem widziałam ostatnie promienie słońca.
Dłonie znów zaczęły mi drżeć więc splotłam je i położyłam na torbie przytulając ją do siebie.
-Lottie się o mnie pewnie martwi.. - powiedziałam i zaraz chciałam wybuchnąć śmiechem. Ale był pierwszy.
-Wybacz Evelyn, ale oboje wiemy że Charlotte nie jest osobą która się martwi o kogoś innego prócz siebie. Czemu kłamiesz?
-Ja nie kłamię.. - wymamrotałam. Dobra, kłamię. Moja siostra prędzej zjadła by własną stopę niż zainteresowała się tym gdzie jestem.
-Więc o czym myślisz?
-Skąd wiesz że myślę?
-Strzeliłaś samobója - zaśmiał się. Uniosłam oczy do nieba i przymknęłam je. Jechaliśmy w ciszy - Jesteśmy - wysiadłam i przystanęłam widząc wielką willę. Otworzyłam szeroko oczy i usta. Ten dom jest gigantyczny..
-Mieszkasz tu sam?
-Jak na razie - wzruszył ramionami i ruszył do drzwi. Nie pewnie ruszyłam za nim. Otworzył drzwi i wpuścił mnie pierwszą. Nie powstrzymałam się od rozglądania na boki. Jego dom był wielki nawet w przedpokoju - Napijesz się czegoś?
-Wody - powiedziałam cicho. Złapał mnie delikatnie za rękę i zaprowadził do, jak zdążyłam zauważyć, kuchni w czarno białych barwach. Odsunął mi stołek barowy bym usiadła przy wysepce kuchennej. Patrzyłam jak wyjmuje szklankę z szafki, a z lodówki butelkę wody. Nalał wody i postawił przede mną szklankę. Uniosłam szklankę i upiłam łyk. Woda ledwo przeszła mi przez gardło, cały czas się na mnie patrzył - Mogę skorzystać z toalety? - wykrztusiłam ledwo.
-Jest na piętrze. Pierwsze drzwi po lewo - wskazał głową schody.
-Dzięki - wymamrotałam i wstałam odstawiając na blat szklankę. Weszłam po schodach i zobaczyłam długi korytarz. Nacisnęłam plamkę pierwszych po drzwi po mojej lewej. Zanim weszłam do środka odnalazłam przed drzwiami włącznik światła. Zamknęłam drzwi i stanęłam przed dużym lustrem. Moje odbicie przedstawiało dziewczynę z poczochranymi ciemnymi włosami, ciemne ślady pod oczami od rozmazanego tuszu, żółto-fioletowy siniak rozprowadzał się po jej czole. Uniosłam rękę i pomachałam jej. A no tak, to ja! Starałam się rozczesać palcami włosy ale tylko to pogorszyłam. Z nadgarstka zdjęłam gumkę i związałam włosy w rozłażącego się koka. O świetnie, wyeksponowałaś siniaka! moja podświadomość zaczęła bić mi brawo. Zaczęłam podskakiwać w miejscu ze złości. Czemu wszystko musi iść nie po mojej myśli?! Czemu NIGDY nic mi nie wychodzi? Czemu jestem taka beznadziejna?
Chciałam uderzyć głową w kant umywalki ale odpuściłam to sobie bo bym pochlapała krwią kafelki. Rozejrzałam się po dużej łazience, gigantyczna wanna, prysznic, ubikacja, okno. Wyjrzałam przez nie, ale nie było zbyt wiele widać, było już ciemno. Nagle niebo rozdarła błyskawica i rozległ się ogłuszający grzmot. Pisnęłam i odskoczyłam od okna. Poprawiłam nerwowo włosy. Nachyliłam się nad umywalką, odkręciłam ciepłą wodę i przemyłam twarz. Kolejny grzmot. Światło nad moją głową zamrugało kilka aż zgasło. Rozglądałam się po całkiem ciemnym pomieszczeniu. Wymacałam umywalkę i przytrzymałam się jej.
-Louis! - zawołałam trochę histerycznie - Louis! - zaraz chyba się rozpłaczę.
-Evelyn, poczekaj, zaraz przyjdę na górę, muszę znaleźć latarkę! - odkrzyknął z dołu. Serce mi waliło. Ja tak cholernie boję się ciemności.
-Louis - wyszeptałam i kucnęłam na podłodze nadal zaciskając palce na umywalce. Usłyszałam kroki przy drzwiach które po chwili się otworzyły a mnie oślepiło światło latarki.
-Chodź - wyciągnął w moją stronę rękę którą od razu złapałam. Przytuliłam się do niego a łzy ciekły po moich policzkach - Ej co się stało? - objął mnie.
-Boję się ciemności - wychlipałam.
-Spokojnie - uniosłam wzrok a w ciemności od światła latarki odbijał się błękit jego oczu - Jestem tu.
Zeszliśmy powoli po schodach, zaprowadził mnie do salonu jak mniemam. Usiadłam na kanapie i rozglądałam się cały czas wokół - Masz - wcisnął mi w ręce latarkę - Poświeć, znajdę jakieś świeczki, potem pójdę sprawdzić korki - wodziłam za nim latarką siedząc na kanapie i podkulając nogi - Nie bój się, okay? Jestem tuż obok.
Nie wiedzieć czemu ale jego słowa dodawały mi otuchy. Patrzyłam jak schyla się i otwiera szafkę. Wyjmuje kilka świeczek i rozstawia na stoliku do kawy stojącego przy kanapie. Z tylnej kieszeni spodni wyjął zapalniczkę i podpalił świeczki. Patrzyłam jak powoli się rozjarzają i zalewają słabym światłem duże pomieszczenie.
-Zostawię cię na moment, dobrze? - spojrzałam na niego i pokiwałam nie pewnie głową - Musisz mi dać latarkę.
Drżącą dłonią podałam mu źródło światła. Wyszedł a ja wpatrywałam się w świeczkę.
Super zakończenie świetnego dnia, streśćmy całość : kłótnia z siostrą, idiotyczny dzień w szkole, nie poszłam do pracy, okradziono mnie z telefonu i portfela, spotkanie Louis'a, zgodzenie się na przyjazd do niego, burza, nie ma prądu. Będę wspominać ten dzień do końca życia!
-To przez burzę, z korkami w porządku - pisnęłam cicho gdy znienacka usłyszałam go za plecami.
-Zawieziesz mnie do domu? - spytałam.
-Wybacz ale nie będę jechał w taką pogodę, na zewnątrz szaleje burza, pioruny strzelają wszędzie i we wszystko.
-To po co mnie tu przywoziłeś? Nie mogłeś mnie od razu zawieść do domu? - załamana schowałam twarz w dłoniach. Ja chcę do domu, nawet jeżeli go nienawidzę.
-Spokojnie..
-Jakie spokojnie?! Jeżeli jesteś jakimś psychopatą? Jest noc, nie ma prądu i.. i.. - zabrakło mi powietrza. Obszedł kanapę i nachylił się, objął mnie i przytulił. Zaczęłam się wyrywać ale przycisnął mnie jeszcze mocniej do swojego torsu - Zostaw mnie.. - szepnęłam.
-Nie jestem psychopatą, nie odpowiadam za burzę i za to że nie mam jak cię odwieźć.
-Każdy mówi że nie jest psychopatą.
-A ilu już spotkałaś? - głaskał mnie uspokajająco po plecach.
-Kilku - mruknęłam i chciałam się odsunąć - Puść mnie już..
-Uspokoiłaś się już?
-Taa - wypuścił mnie z objęć a ja odsunęłam się na drugi koniec kanapy. Patrzył na mnie z uśmiechem.
-Może czegoś się napijemy? - zasugerował unosząc brwi.
-Nie chcę. Chcę zasnąć i zapomnieć o dzisiejszym dniu - pokręciłam głową i schowałam twarz w dłoniach.
-Chociaż sprawmy żeby się fajnie zakończył - z latarką ruszył do szafki i wyjął z niej butelkę jak sądzę wina. Odkorkował je i podstawił mi prawie pod nos. Patrzyłam chwilę na butelkę - Nie jest zatrute - uniósł butelkę i upił łyk. Przełknął i popatrzył w bok. Zrobił krzywą minę po czym uśmiechnął się - No dalej, to wino nie wódka.
Chwyciłam wysoką butelkę i zacisnęłam palce na szkle. Przyłożyłam do ust i upiłam mały łyczek.
-Sorry ale nie chce mi się ganiać po kieliszki - usiadł obok mnie. Oddałam mu butelkę i wbiłam wzrok w świeczkę - Opowiedz coś o sobie..
-Po co? - spojrzałam na niego kątem oka. Trzymał butelkę obracając ją w obu dłoniach, wbił w nią wzrok.
-Żeby zabić czas. Po prostu powiedz cokolwiek.
-Ty zacznij.
-Czemu ja?
-Bo zostałeś wybrany - podał mi butelkę. Teraz już pewniej przysunęłam usta do gwinta. Spory łyk czerwonego wina wypełnił moje usta.
-Nie chcę mówić o sobie. Chcę coś usłyszeć o tobie.
-Możemy tak całą noc Louis - przewróciłam oczami. Sprzeczaliśmy się całą butelkę wina. Gdy pusta flaszka stała na stoliku od kawy a świeczki do połowy się wypaliły ziewnęłam głośno. Louis zaśmiał się i wstał. Wyciągnął w moim kierunku dłoń którą złapałam i podciągnęłam się do góry. Wiatr zawiał, zaszumiało mi w głowie, a on w ostatniej chwili zdążył mnie złapać.
-Proszę, nie mów że upiłaś się jedną butelką wina - zaśmiał się.
-Ja wcale.. - wymamrotałam i wpadłam w jego ramiona. Zakłopotana chciałam się odsunąć ale złapał mnie w pasie i zwrócił mnie przodem do siebie. Patrzyliśmy sobie chwilę w oczy. Przeniósł swoje tęczówki na moje usta. Zaczął się powoli zbliżać a ja trochę zdezorientowana odepchnęłam go od siebie - Co ty..?
-Chodź spać Evelyn - wziął mnie za rękę, w drugą złapał jedną ze świeczek, resztę pogasił dmuchając na nie. Trzymałam go za rękę starając się złapać pion. Boże, jak mogłam dać się upić? Ruszył na górę, szliśmy troszkę korytarzem aż otworzył drzwi i wprowadził mnie do pomieszczenia - Kładź się.
Zmarszczyłam brwi i chwiejąc się usiadłam na łóżku. Louis stanął nade mną, wyciągnął spod mojej pupy kołdrę.
Położyłam głowę na poduszkach i wtuliłam się w miły materiał. Przymknęłam oczy i poczułam jak przykrywa mnie kołdrą.
Za oknem znów rozległ się grzmot. Wzdrygnęłam się i zakryłam pościelą aż po same czoło.
-Nie gaś świeczki - wyszeptałam spod kołdry.
-Ale jak jej nie przypilnuję to spalę dom - odparł stojąc niedaleko.
-Cholernie się boję burzy i ciemności, zrób to pro.. - nie skończyłam bo poczułam jak łóżko z drugiej strony się ugina. Złapał mnie za ramiona i przyciągnął do siebie. Byłam opatulona w kołdrę a on przytulił mnie do siebie jak jakiegoś miśka. Patrzyłam na niego chwilę aż wreszcie westchnęłam gdy zobaczyłam jak przymyka oczy. Zacisnęłam powieki i starałam się troszkę od niego odsunąć ale to skutkowało tylko tym że mocniej zaciskał wokół mnie ramiona. Jęknęłam i zrezygnowana położyłam głowę na jego klatce piersiowej.
Co ja robię? Zasypiam u boku obcego ciałkiem faceta? I to pijana? Ale jak na pijaną nawet zostało mi trochę zdrowego rozsądku i wolnej woli.
Dobranoc żałosna i nic nie warta ja.


12 komentarzy:

  1. jeju taki rozdział aż na duchu podnosi :) cudowny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lou wydaje mi się niesamowicie słodki :D <3
    niesamowity rozdział <3
    tak strasznie nie mogę się odczekać kolejnego! <3

    P.S. "worst" to stopniowanie przymiotnika, więc zawsze dodaje się przedrostek "the" :* "bad" -> "worse" -> "the worst" <3

    OdpowiedzUsuń
  3. OJEJKU!! czekam na nexta z niecierpliwością

    OdpowiedzUsuń
  4. Ohoohohoh... Mega <3
    http://still-the-one-ff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. ale świetny rozdział, wgl wspaniały blog czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Louis jest taaki słodki :*
    Taki do schrupania :*
    Super. Pisz dalej i weny życzę;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Boskie <333
    Oni na bank będą razem <333
    Awwww <3
    Idealne <3333
    Zapraszam do siebie:
    http://louis-ff-one-direction-xx.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny *u*
    Aww, Lou taki opiekuńczy... zapowiada się super opowiadanie, oby tak dalej! :)
    Coś czuję, że ta sielanka nie potrwa szczególnie długo, nw, takie przypuszczenia :)
    Aha, tak na marginesie - nie "po lewo", jak już to na lewo, albo po lewej. Tak na przyszłość :D
    Zapraszam do mnie
    imaginy-1dbyme.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń